6000 km Fiatem 125p, Przystanek Eisenach Muzeum IFA / EMW

Celem naszej wakacyjnej wyprawy 2019, był Festival du Chant de Marin Paimpol 2019  w   Bretanii.
Stwierdziliśmy jednak, że skoro jedziemy klasykiem, to zamiast pędzić 2400 km na „złamanie karku”, rozłożymy sobie podróż na kilka dni i zwiedzimy tym samym kilka ciekawych miejsc po drodze.

Nasz wybór padł (między innymi) na muzeum IFA / EMW w Eisenach ale,

że nie tylko samochodami żyjemy, przy okazji odwiedziliśmy muzeum J.S. Bacha (taki muzyk, ładnie komponował) oraz Marcina Lutra (tego od reformacji) i, oczywiście, rzuciliśmy okiem na całkiem spory zamek Wartburg – nieźle jak na tak małą mieścinę.

Jako, że jest to blog motoryzacyjny, skupmy się na tym co Szoferzy lubią najbardziej, czyli na AWE (Automobilwerk Eisenach).

Trasa: Do AWE ruszyliśmy z Warszawy, przez Wrocław i tu przychodzi mi pierwsza refleksja: jeszcze niedawno, dojazd do granic naszego zachodniego sąsiada to była naprawdę wyprawa. Przejechanie takiej trasy, jak nasza do Eisenach, „jednym ciągiem” było praktycznie niewykonalne, a to za sprawą braku autostrad. Serio. To było naprawdę niedawno. Euro 2012 (7 lat temu) dało nam takiego „kopa komunikacyjnego” jak mało co w historii. Abstrahuje od czasów, kiedy nie byliśmy w Unii Europejskiej i staliśmy w kolejkach na granicach, ale jeszcze 8 – 9 lat temu dojazd do granicy z Niemcami to było nie lada wyzwanie. Względnie szybko dojeżdżało się do Poznania, ale potem? Matko Resorowa i Ojcze Kierowniczy, ta kolejka tirów, jeden za drugim, niczym w pociągu, z przebłyskami możliwości wyprzedzania… nie jednak nie…. I jedziemy i Nowy Tomyśl, czuję, że się starzeję… i Świebodzin, broda zaczyna przeszkadzać mi w bezpiecznym prowadzeniu, Rzepin, już niedaleko… ale czuje się stary… strasznie stary, świat się zmienił, moja Nokia N8 wychodzi z mody. Natomiast trasę, którą pojechaliśmy teraz, tzn. przez Wrocław, nie pokonałem nigdy w przeszłości, bo nie starczało czasu, serio, urlop się kończył i trzeba było wracać. W ogóle z tym Wrocławiem to jest zabawnie. Do momentu kiedy nie wybudowali drogi pojechałem tam samochodem 2 razy. W sumie to 8, bo miał być pierwszy, ostatni i nigdy więcej + powrót, ale potem musiałem jechać jeszcze raz i wrócić i miałem takie same wrażenia, więc liczmy te 8. Serio, Wrocław, jeżeli nie było konieczności jechania na kołach, był dla mnie jedynym powodem istnienia PKP (bo trzeba było tam jeździć, bowiem to fantastyczne miasto, ale trasa samochodem była mordęgą!).
Teraz przejazd do granicy można uznać za czystą przyjemność i nie narzekać mi tu, bo naprawdę mamy porównanie z Europą, ze wszystkich stron dookoła i jest naprawdę dobrze!

Jak słyszę o fatalnym stanie Polskich dróg to mnie żółć zalewa, serio.

O fabryce i jej losach nie będę się rozpisywał, możecie sami poszperać po internecie, warto jednak wspomnieć, że szczyci się ona niesamowitą kolekcją marek jakie produkowała. Warto być świadomym, że z jej murów wyjeżdżały, poza bronią, rowerami i maszynami do szycia, takie pojazdy jak: Decauville (FR), Dixi (GB), BMW, EMW, IFA, DKW, OPEL. W sumie, najciekawsze, moim zdaniem, są czasy zaraz po wojnie, kiedy to w 1945 roku Sowieci (nie Niemcy!) przejęli fabrykę i, co wiedziałem, kopiowali na potęgę niemieckie motocykle, ale tego, że przez klika lat, bez żadnych krępacji, produkowali BMW 340,321, 326… tak, pod marką BMW, jeszcze nie EMW, to mi szczęka opadła i potoczyła się pod stojącego nieopodal Wartburga 311 Tourist. Ot wiecie, Bawarczycy produkują sobie swoje wozy, a w salonie samochodowym obok stoi ten sam samochód, nieco tańszy…. Tylko, że nie ich produkcji – ale co Sowietom zrobisz, jak jesteś przegranym moralnie, etycznie i wojennie Niemcem? Od 1952 roku, kiedy organizacja IFA przejęła pieczę nad fabryką, też było fajnie. Niemcy, tym razem w jednej hali, obok siebie, tłukli EMW i DKW, przepraszam, IFĘ, ot tak, jakby ktoś znalazł na złomie tłoczniki do Mercedesa W123 oraz, nie wiem, Mikrusa, wynajął halę pod Bydgoszczą i zaczął je składać rękami Janusza.
Piszę Wam o tym nie bez powodu, mam nadzieję, że oczami wyobraźni widzicie jak ogromna to musiała być fabryka. Przed wojną była jedną z trzech największych w Niemczech. Niestety dzisiaj pozostały po niej 3 budynki i trochę niezajętego przez deweloperkę terenu. Opel wybudował nową fabrykę tuż za miastem, co prawda zajmują jeszcze jeden budynek naprzeciwko muzeum, ale to chyba tylko taki ich OBR. Obok Muzeum stoi jeszcze zrujnowana hala i to tyle z historii fabryki założonej w 1896 roku. Działała przez 95 lat. Zamknięto ją i sprywatyzowano w 1991 roku. Aczkolwiek nie była to najwydajniejsza z fabryk…. Summa summarum wyprodukowała 1 837 708 samochodów. Samego Polskiego Fiata 125 wyprodukowano na Żeraniu 1 445 699, więc może i ta deweloperka to sprawiedliwie?

Wejście do muzeum kosztuje 6 EUR, ok 25 zł. Cena jest adekwatna do wielkości ekspozycji. W sklepiku muzealnym znajdziecie bardzo bogaty zbiór literatury, więc jeżeli czegoś szukasz, zacznij od poszukiwania właśnie tam: Muzeum Eisenach 

Ekspozycja jest naprawdę ciekawa. Mieści się na dwóch poziomach budynku fabrycznego, ale jeżeli nastawiacie się na oglądanie pojazdów DDR „hurtem”, to zdecydowanie polecamy raczej Muzeum pojazdów DDR na Uznamie. Specjalnością wystawy w Eisenach są, zdecydowanie, najstarsze pojazdy wytwarzane przez fabrykę oraz prototypy – arcyciekawe i niedostępne nigdzie indziej. Czas, jaki potrzebujecie na pobieżne „przelecenie wystawy”, to ok 40 minut. Jeżeli tak jak my lubicie analizować konstrukcje i szukać szczegółów i różnic pomiędzy prototypami a seryjnymi wozami, to potrzebujecie ok 1,5 godziny. Niby niedużo, ale, jak pisałem wcześniej, miasteczko oferuje sporo innych atrakcji, więc warto tam się wybrać.

Oto co dla was wybraliśmy:

Możliwość komentowania jest wyłączona.